O guzie mózgu dowiedziała się przypadkiem. Nie doskwierało jej nic poza problemami z koncentracją, ale zdecydowała się pójść do neurologa. W końcu była już po pięćdziesiątce, a jej mama miała chorobę Alzheimera, więc pojawiła się obawa, że może to ta sama przypadłość. Żeby uspokoić obawy – lekarz skierował ją na tomografię komputerową. Wtedy wszystko stało się jasne – oponiak łagodny wielkości piłeczki pingpongowej. Szybka operacja. Na szczęście obyło się bez chemioterapii.
Po powrocie do domu nie miała żadnych trudności w poruszaniu się, ale problemy natury intelektualnej już tak. Czuła się zagubiona, miała ogromne kłopoty z koncentracją. Po 10 minutach przestawała rozumieć, co się do niej mówi; szybko przestawała też rozumieć, co czyta lub ogląda. Mąż cierpliwie wszystko tłumaczył. Małgosia śmieje się, że musiał mieć z nią niezłe utrapienie. Kierowane do niej komunikaty trzeba było kilka razy powtarzać. Przez rok była na zwolnieniu lekarskim. W końcu sama sobie narzuciła dyscyplinę, żeby jak najszybciej odzyskać pełną sprawność, żeby dojść do siebie. Codziennie czytała książki i gazety – sukcesywnie wydłużając czas kolejnych „sesji” czytelniczych. Była pod stałą opieką neurochirurga. Po 3 miesiącach wróciła na zajęcia fitness. Uznała, że jest to jej potrzebne. Nie czekała tylko na zalecenia lekarza, brała sprawy w swoje ręce. Po roku wszystko wróciło do normy. Znów mogła się cieszyć pełnią życia. Odzyskała pełną sprawność – i prywatnie, i zawodowo. Wróciła także do swojej podróżniczej pasji. Wraz z mężem poleciała do Nowej Zelandii, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii. Poznała Teneryfę i Indochiny. Małgosia mówi, że plany i marzenia trzeba realizować, nie można ich odkładać na później, bo nigdy nie wiadomo, co zdarzy się jutro.
Po 6 latach, znowu przez przypadek, zdiagnozowano u niej ostrą białaczkę szpikową. Szybko znalazła się w szpitalu. Trzy chemie ma już za sobą, została ostatnia. Przed nią także długi czas systematycznych badań kontrolnych. Małgosia, bez żadnych wątpliwości, mówi, że nawrotu nie będzie. Do choroby podeszła zadaniowo – tak jak do wielu innych codziennych czynności. Trzeba wyremontować mieszkanie? Remontuje. Trzeba zrobić kurs nurkowania? Robi. Trzeba wyzdrowieć? Zdrowieje. Nie ma innego
wyjścia.
Niedawno jeden z urzędów przysłał jej dokument, z którego dowiedziała się, że jest niezdolna do samodzielnej egzystencji. Jak to niedorzecznie brzmi. Choć rzeczywiście – niezdolna byłaby bez wsparcia drugiego człowieka, bez mnóstwa dobrych ludzkich serc, które były i są z nią w chorobie: mąż, dzieci, wnuki, przyjaciele, ale i wielu znajomych, z którymi od dawna nie widziała się, nie słyszała. Ogrom życzliwości, z którym się spotkała, przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Nie miała pojęcia, że tak wielu ludzi ciepło o niej myśli. Cały czas czuje ich wsparcie. Były momenty – zwłaszcza przy pierwszej i drugiej chemii – że potwornie źle się czuła – żywienie pozajelitowe, wysoka gorączka – myślała, że nie da rady. Ale tak było tylko na początku. Rodzina i przyjaciele szybko „wzięli ją w garść” – jak to, ty nie dasz rady?! Jak nie ty, to kto? Dzisiaj jest gorzej, ale jutro już tak nie będzie. Podczas pobytów w szpitalu przychodziła do niej psycholog. To także było dla Małgosi ogromne wsparcie.
Straciła włosy, ale to nie jest dla niej wielka tragedia. A podczas upałów to nawet cieszyła się, że bez włosów jej chłodniej. Posiada perukę, ale w domu nie ma potrzeby kryć się pod nią. Bardzo schudła, a to cieszy jej kobiecość. Nie chciałaby przytyć, choć otoczenie, w dużej mierze, ma inne zdanie w tej kwestii. Chce natomiast wrócić do nordic walking, ale na to musi sobie dać jeszcze trochę czasu. Na razie czuje się osłabiona i boi się wychodzić na zewnątrz – nie chce się przeziębić, bo przed nią jeszcze jedna
chemioterapia.
Białaczka pokrzyżowała plany Małgosi. Jesienią miała polecieć z mężem do Meksyku i na Kubę, a na wiosnę zapowiedziana była Indonezja. No cóż, na razie musi odłożyć ten wyjazd, ale za jakieś 2 lata, kiedy w pełni odzyska zdrowie – zwiedzi… Hawanę i zobaczy Piramidę Majów. Tymczasem zaplanowała na przyszły rok lot do słonecznej Hiszpanii. Też będzie pięknie. No i marzy jeszcze o wycieczce objazdowej po parkach Stanów Zjednoczonych.
Ma świadomość, że najbliższa zima pozbawi ją możliwości wyjazdu na narty, na to będzie jeszcze za wcześnie. Ale przecież na kolejną zimę nie trzeba długo czekać, a wtedy – drżyjcie stoki!
Jest pod opieką dietetyka onkologicznego i każdemu poleca tego specjalistę. Zdrowe odżywianie to niezbędny element zdrowienia.
W Małgosi jest dużo spokoju i akceptacji. Mówi, że ma ogromne szczęście – do życia, do ludzi. Także do chorób – bo jak szybko i z zaskoczenia przyszła do niej i jedna i druga – tak szybko zamieniają się w nicość. Guz wraz z jego skutkami szybko znikł z jej życia. Z białaczką będzie tak samo. Bo życie nie po to jest, by poddać się chorobie, by poddawać się przeciwnościom losu. Jest problem – trzeba go rozwiązać. Ot, i cała filozofia.
Małgorzata Weil