Wulkan energii. Wulkan sympatii i otwartości na ludzi. Kiedy Marta powie tylko jedno słowo, to już serce uśmiecha się, że ją słyszy. Do tego odważna jak mało kto. Najwyższe i najszybsze rollercoastery w Disneylandzie, do którego chciałaby się wybrać z synem po raz czwarty, nie są jej straszne. Z Oliwierem zwiedziła Czarnogórę, razem podziwiali piękno Hiszpanii. Czasami jadą samochodem we dwójkę, gdzie ich oczy poniosą. Do Żelazowej Woli, pozwiedzają, odetchną tamtejszym powietrzem i wracają do domu. Albo na warszawską Starówkę – bez szczególnego planowania, po prostu mają ochotę, wsiadają do samochodu i ruszają przed siebie. Marta uwielbia prowadzić auto, daje jej to ogromne poczucie wolności. Uwielbia samodzielność i niezależność.
Najbliższe koleżanki bardzo ją lubią za niezwykłą pogodę ducha, za uśmiech i błysk w oku. Oraz za siłę i wytrwałość – bo tego nie mogło zabraknąć w jej życiu. 27 marca 2015 roku, po 18:00, wyszła od kosmetyczki szczęśliwa, że jest jeszcze piękniejsza niż była półtorej godziny wcześniej. I tyle. Za tydzień wybudzili ją ze śpiączki farmakologicznej na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej. Co działo się w tzw. międzyczasie – Marta nie pamięta. Lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie. Z opowiadań wie, że weszła na pasy dla pieszych, ale samochód nie zatrzymał się. „Wylądowała” 10 metrów dalej z połamaną w trzech miejscach czaszką oraz połamanym barkiem, w którym potem znalazło się 14 śrub. Miesiąc leżała w szpitalu. Dobrze, że ma wspierających rodziców i teściów, którzy zajęli się przez ten czas jej sześcioletnim synem. Od śmierci męża wychowuje go sama. 2 dni po wyjściu ze szpitala już miała pierwszą rehabilitację, którą kontynuowała przez następne miesiące. „Myślałam, że wszystko jest w porządku, a tymczasem wcale tak nie było” – opowiada. Rehabilitacja bardzo intensywna i ciężka. Ale też stan zdrowia Marty był bardzo poważny. Kiedy po miesiącu pobytu w szpitalu wróciła do domu – była załamana, nawet w pewnym sensie skapitulowała. Mama co chwila dawała jej „kopniaka” – nie możesz się poddawać! Musisz iść do przodu! W tacie też miała i ma duże wsparcie. Po półtora miesiącu, z inicjatywy mamy, pierwszy raz zrobiła samodzielnie coś dla samej siebie – umyła włosy. Marta wpadła w tzw. „dół”. Trudno było jej odnaleźć się w nowej sytuacji, w ograniczonej samodzielności, w zależności od innych. Tym bardziej, że nigdy wcześniej nie miała kłopotów ze zdrowiem.
Po 9 miesiącach, czyli naprawdę szybko po tak dramatycznym wypadku, wróciła do pracy. Najbliżsi wspierali ją, mówiąc, że w środowisku zawodowym szybciej się odnajdzie. Nie było tak łatwo. Przed wypadkiem była w zespole opracowującym bilans dla urzędu miasta, a teraz trudno było jej odróżnić w księgowaniu lewą stronę od prawej.
Prawą półkulę ma bardzo uszkodzoną, uszkodzony lewy nerw twarzowy. Niektórych smaków w oryginale nie rozpoznaje, tak samo z zapachami – np. dym z papierosa najbardziej przypomina jej spaloną ziemię, choć i to porównanie nie do końca wydaje jej się najtrafniejsze. Nie domyka lewej powieki. W lewym uchu ma ubytek słuchu. Dłuższe mówienie to dla niej problem, gdyż męczą się mięśnie twarzy. Pogorszył jej się wzrok. Cierpi także na padaczkę pourazową, która u niej polega na tym, że „się zawiesza”. Koleżanki z pracy opowiadają, że kiedy wróciła po 9 miesiącach ze zwolnienia – umawiały się na dyżury do Marty, bo czasami, właśnie przez tę padaczkę, zapadała w sen. Albo rodzice dziwili się, że przed chwilą z nimi o czymś rozmawiała, a za minutę nie pamiętała, o czym – to właśnie uroki jej padaczki.
Rok po wypadku syn złamał nogę. Potem Marta miała operację wyjęcia śrub z barku, a po niej długą rehabilitację. To były kolejne miesiące zwolnienia lekarskiego. Trudny dla niej czas.
Ma orzeczoną umiarkowaną niepełnosprawność. Czy ma szanse na wyleczenie? Niestety, stan zdrowia pogarsza się. Doszła insulinooporność. Na skutek przebytego stresu zachorowała jej tarczyca. Wizyty lekarskie to jeden z bardziej czasochłonnych elementów jej życia. Nie ma od tego ucieczki.
Ważnym dla niej wsparciem jest opieka psychiatryczna. Po śmierci męża długi czas dochodziła do siebie. I gdy już osiągnęła równowagę i spokój, gdy już pogodziła się z losem – zdarzył się wypadek. To rzeczywiście może być ponad siły trzydziestoparoletniej dziewczyny.
We wrześniu 2016 roku na dobre wróciła do pracy. „Bardzo lubię moją pracę, choć brakuje mi tego, że nie jestem taka, jak przed wypadkiem” – mówi z żalem.
Cały czas stara się aktywować umysł do myślenia. Rozwiązuje krzyżówki, czyta, lubi rozmawiać po angielsku: „staram się normalnie żyć – lubię uczestniczyć w życiu szkolnym syna – to też bardzo pobudza moją głowę do działania”. Oliwier chodzi teraz do IV klasy szkoły podstawowej. Marta jest też słuchaczką kursu prowadzonego przez Stowarzyszenie Księgowość w Polsce, Instytut Certyfikacji Zawodowej Księgowych – kurs II stopnia dla kandydatów na specjalistę ds. rachunkowości – samodzielnego księgowego. To dopiero wyzwanie!
Gdy jej syn dorośnie, chciałaby zaangażować się w pomaganie ludziom, w działalność organizacji pozarządowej. Ma w sobie wielkie pokłady ciepła, chęci do działania, ale też doświadczenie, które jest jej wielką wartością.
Neurolog mówi: pani ma to wszystko gdzieś w głowie, to się musi odblokować. No i odblokowała także coś, co i przed wypadkiem było schowane – redagowanie tekstów, a nigdy wcześniej nie lubiła pisać. Kto wie, jakie jeszcze talenty odkryje w bliższej i dalszej przyszłości? „Mam super koleżanki, dają mi dużo radości i dużo siły. Tak jak moi rodzice i mój syn. Kocham moją pracę i kocham dziewczyny, z którymi mam wielkie szczęście pracować” – mówi.
Miała nie odzyskać sprawności. Ba! Miała nie przeżyć. Teraz śmieje się, że jej nieżyjący mąż, Piotrek, chyba się przestraszył, że jak do niego dołączy, to dostanie od niej „ochrzan”, że „ją zostawił”. Dlatego zrobił wszystko, aby Marta – wbrew rokowaniom lekarzy – przeżyła i doszła do takiej sprawności, jakiej nikt nie przewidywał. Dlatego i Tobie, Piotrku, dziękujemy, że zostawiłeś nam taki Skarb. Bo Marta upiększa świat swoim uśmiechem, poczuciem humoru, optymizmem – choć czasami wcale na optymizm nie ma ochoty. Scenariusz jej życia wystarczyłby na kilka filmów. Ale, jak mówi Marta, życie toczy się dalej.
Marta Sosnowiec